25.04.2022 roku Bret Taylor (Niezależny Przewodniczący Rady Dyrektorów Twittera) poinformował, że zarząd Twittera zawarł umowę z Elonem Muskiem. Twitter stanie się prywatnym przedsiębiorstwem w tym samym momencie, w którym Szef Tesli i SpaceX zapłaci za serwis blisko 44 miliardy USD w gotówce (54,2 USD za akcję).
Aktualnie jednak pojawia się wiele wątpliwości, które mogą spowodować, że transakcja nie dojdzie do skutku – jeżeli tak się stanie, strona rozwiązująca umowę będzie zobowiązana do uiszczenia opłaty w wysokości 1 mld USD, a dodatkowo wobec strony może zostać wytoczone dodatkowe postępowanie sądowe w związku z odszkodowaniami.
Jak donosi Forbes, Musk dwa razy zajął już pierwsze miejsce w rankingu miliarderów, a jego majątek we wrześniu ubiegłego roku był wyceniany na 201 mld dolarów. Wtedy też przedsiębiorca posiadał między innymi 20 proc. udziałów i około 57 mln opcji na akcję w Tesli oraz 48 proc. udziałów w SpaceX. To właśnie z tych aktywów pochodzi największa część majątku przedsiębiorcy.
Pytania i obawy
Informacje o ofercie i zakupie Twittera przez Elona Muska zrodziła burzliwe dyskusje na temat intencji, planów i skutków działań miliardera. Wśród najważniejszych z nich, które nieustannie wybrzmiewają w dyskusjach, wymienić można kwestię wolności słowa (również tego, czym ta wolność słowa właściwie jest), kwestię bezstronności Twittera i niezależności sposobu działania platformy od poglądów Muska czy od potencjalnej presji finansowej Chin, aż wreszcie po kwestię możliwych zwolnień pracowników platformy.
Choć te początkowe obawy wciąż wybrzmiewają, to działania Muska zamiast jest rozwiewać, zdają się nieustannie podsycać niepewność i owocować kolejnymi wątpliwościami. W związku z tymczasowym wstrzymaniem umowy oraz oczekiwaniem na wnioski Muska, wyciągnięte na podstawie dostępu do poufnych danych pozwalających na (częściowy lub całościowy) wgląd w ilość spamu i botów na platformie oraz wiedzy na temat metodologii dotychczas stosowanych badań, przyszłość umowy zdaje się wisieć na cienkiej linie. A to wszystko wydaje się stać w sprzeczności z początkową deklaracją miliardera, że ten <pokona obecne na Twitterze boty, bądź umrze próbując>.
Nie ma pewności, że transakcja w ogóle dojdzie do skutku, a jeśli tak, to jak zostanie rozliczona, w jaki sposób będzie wyglądała kultura organizacyjna, czy wreszcie, na ile można polegać na Musku.
Tak jak jedni uważają, że intencje i plany Elona Muska na zarządzanie popularnym medium są kierowane troską o dobro i jakość debaty publicznej na Twitterze, tak inni zwracają uwagę na pogłoski na temat tego, jak zaciekle i skutecznie Musk uciszał nieprzychylne dla siebie głosy krytyków w przeszłości.
Komunikaty o rzekomych, niestosownych lub nieuczciwych działaniach szefa Tesli zaczęły zalewać Internet chwilę po tym, jak Parag Agrawal wyraził swoje przekonanie, że Elon Musk wniesie wielką wartość do zarządu Twittera i tylko się wzmogły w zaledwie kilka dni później, po dodaniu notatki na temat okoliczności, w jakich Elon Musk zrezygnował z zasiadania w zarządzie.
Osoby komentujące twitta zwracały szczególną uwagę na to, że Elon Musk rozmyślił się w dzień, w którym miały zostać ocenione jego poprzednie działania biznesowe. Istotne dla komentujących wydawało się być również podjęcie decyzji o odrzuceniu oferty w ostatniej możliwej chwili, mimo wcześniejszego zapewnienia o oczekiwaniu na wspólna pracę w zarządzie Twittera. Ogłoszenie złożenia oferty kupna platformy ledwie kilka dni po wycofaniu się z możliwości zasiadania w jej zarządzie, podsyciło frustrację oponentów działań podejmowanych przez Muska względem popularnego medium.
Ciężko także ignorować obawy i niepewność wywoływane trudnymi do przewidzenia działaniami Muska. Miliarder końcem marca złożył oświadczenie o nabyciu 9,1 proc. akcji, a początkiem maja okazało się, że nabyte przez przedsiębiorcę akcje są w rzeczywistości większe niż w oficjalnym piśmie. Co więcej, również data przekroczenia progu 5% była w rzeczywistości wcześniejsza niż zostało to zadeklarowane. – Na skutek tych działań, szef Tesli ma na swojej głowie już dwa pozwy.
W razie, gdyby doszło do zerwania umowy ze względu na potencjalnie błędne informacje na temat odsetka botów na platformie, z całą pewnością spraw by tylko przybyło. W związku z zawirowaniami, cena Twittera na giełdzie od 5 maja drastycznie spadła, a różnica między wynikami z kwietnia, a w wynikami z maja czy czerwca plasuje się w zakresie od kilku do kilkunastu USD.
Wśród publicystów komentujących kupno Twittera, króluje sceptycyzm.
Na łamach rp.pl 25.04.2022 pojawił się komentarz ekonomiczny Michała Płocińskiego w sprawie zakupu Twittera. Autor, na potrzeby swoistego eksperymentu myślowego przyjmuje tezę, że działania Elona Muska zmierzające do przejęcia platformy wynikają z troski o los debaty publicznej.
W jego artykule czytamy:
[Elon Musk] Ma więc rację, mamy problem. Prywatni cenzorzy nie mogą mieć tak przemożnego wpływu na wymianę myśli w demokratycznej debacie. Ale czy powrót do pełnej wolności we współczesnym internecie na pewno jest tym, czego potrzebujemy?
Autor zwraca uwagę, że tempo w jakim zachodzą zmiany cywilizacyjno-technologiczne, jest nie do pochwycenia przez aktualny system społeczny – a co za tym idzie, tym bardziej przez kilka prostych rozwiązań, o których pisze Musk.
Kwestię naprawy debaty publicznej trzeba w jego opinii traktować holistycznie. Na rozwiązanie czeka nie tylko cenzura, ale i brak krytycyzmu odbiorców, ich uzależnienie od bodźców informacyjnych czy przedmiotowe traktowanie użytkowników.
Potrzeba systemowych rozwiązań, rewolucji. (…) Jeśli Musk chce być uważany za wizjonera, niech zaproponuje godne tego miana rozwiązanie. Bo brak moderacji światowego forum w dobie walki z rosyjską dezinformacją to naprawdę pomysł godny Korwin-Mikkego. – gorzko komentuje Płociński.
Inną postawę przyjmuje Michał Rysiek Woźniak z oko.press. Zastanawiając się nad skutkami wykupienia Twittera, nie jest on skłonny przyjmować założenia o czystych intencjach szefa Tesli. Wręcz przeciwnie, szeroko analizuje i poddaje w wątpliwość wiarygodność słów i zamiarów miliardera.
Autor zwraca uwagę, że prasa wielokrotnie była bardzo przychylnie nastawiona do Muska, co, jak zakłada, pozwoliło mu się przyzwyczaić do postrzegania siebie i swoich działań w pozytywnym świetle. W tym przyzwyczajeniu Muska i subiektywności dziennikarzy dopatruje się niebezpieczeństwa.
(…)Gdy ktoś ma do dyspozycji tak ogromne zasoby, zawsze jest obawa, że wykorzysta je przeciwko swoim krytykom. Zwłaszcza jeśli robił to już w przeszłości. – pisze.
Woźniak ostro kontrastuje słowa Muska, w których ten nazywa siebie absolutystą wolności słowa, z historiami o tym, jak szef Tesli miał wielokrotnie uciszać swoich krytyków w przeszłości i bronić działań swoich followersów, którzy na Twitterze atakowali osoby sceptycznie lub negatywnie nastawione wobec działań miliardera. Przytacza także twitterowy wpis Muska, który stanowił odpowiedź na wpisy Noah Shachtmana, The Daily Beast i Erin Biby: Heloł, czy poznałaś już Internet? Każdy jest atakowany, niezależnie od płci, zwłaszcza, jeśli pisze fałszywe rzeczy.
Publicysta jako ważne motywy do przejęcia Twittera postrzega sposobność pozyskania dostępu do bazy danych Twittera (umożliwiających szeroką analitykę), dostęp do wiedzy o swoich obecnych i przeszłych krytykach (którą będzie mógł wykorzystać przeciwko nim), potencjalne ograniczenie możliwości wywierania presji na swoich oponentów, poprzez negatywne komentarze na ich temat publikowane przez fanów miliardera, gdyby tylko Twitter nie został przejęty i obawę Muska przed zablokowaniem jego konta (ze względu na wpisy na temat koronawirusa).
W opinii autora ciągłe powtarzanie Muska, że chodzi o wolność słowa, jest tak naprawdę niezgodą z obecną polityką moderacji Twittera. Dziennikarz zastanawiał się, czy miliarder nie będzie chciał przywrócić konta Donalda Trumpa na Twitterze <w ramach udowadniania swojego „absolutnego” podejścia do wolności słowa> – jak obecnie już wiemy, rzeczywiście Elon Musk uważa, że konto było prezydenta USA powinno zostać przywrócone.
Poza masą wątpliwości i krytyką nowego właściciela Twittera, Woźniak prezentuje jednak również uwagi Muska, które są w jego ocenie celne. Zgadza się, że Elon Musk dobrze diagnozuje problemy dużych platform, takie jak nieprzejrzystość algorytmów i arbitralność moderacji. Dodaje jednak, że przejęcie jednego medium nie stanowi rozwiązania problemu.
Publicysta przytacza słowa Jacka Dorsey’a, sprzed 2,5 roku, w których ten pisał, że scentralizowane rozwiązania nie radzą sobie z nowymi wyzwaniami i zwracał szczególną uwagę na centralnie wdrażaną globalną politykę przeciw nadużyciom i mylącym informacjom, która według niego nie mogą funkcjonować bez zbytniego obciążania osób, które ją wdrażają. Dziennikarz zgadza się także z innym wpisem Dorsey’a, w którym ten mówi o decentralizacji, jako o rozwiązaniu części problemów medium. Sam twierdzi, że największym problemem jest w ogóle fakt istnienia możliwości zakupu całej przestrzeni debaty publicznej, i aby unaocznić zagrożenia, pisze Niewiele się to różni od prywatyzacji przestrzeni publicznej. W centrum handlowym nie mamy przecież prawa do protestu.
Ciekawym wątkiem w artykule (którego nie dostrzegam w innych tekstach polskich publicystów) jest zwrócenie uwagi czytelników, że istnieje już medium, które pokonało problemy, jakie identyfikuje Dorsey. Jak mówi Woźniak, takim medium jest Fediverse, która od momentu zakupu Twittera przez Muska notuje spore wzrosty ilości użytkowników. Platforma, zgodnie z oceną dziennikarza, jest zdecentralizowana siecią społecznościową, która nie ma w sobie algorytmów zamykających odbiorcę w bańce informacyjnej. Jak wynika ze słów Woźniaka, jej oprogramowanie jest otwartoźródłowe, protokół otwarty a moderacja nie jest zależna od twórców czy zarządu, lecz od osób i społeczności.
Autor przyjmuje, że Fediverse mogła zrobić to, do czego dąży Twitter dzięki temu, że nie posiada jednej, spójnej polityki moderacji dla całego świata, nie jest scentralizowana i nie może zostać kupiona. Musk czy Dorsey piszą o planach zmian, ale w świetle przedstawionych przez Michała Ryśka Woźniaka argumentów, jest to niemal niemożliwe przy obecnych założeniach i postawach. Szczególnie, że BlueSky (projekt Twittera, który ma funkcjonować jako zdecentralizowany protokół mediów społecznościowych) nadal nie ma żadnych konkretów – czytamy.
Na szybkie zmiany decyzji Elona Muska oraz brak konkretnej wizji dla siebie, platformy i jej pracowników zwraca za to uwagę Elżbieta Rutkowska na łamach Dziennika Gazety Prawnej w tekście Twitter pyta o Chiny, przyszłość i wolność.
Wtedy właściciel Tesli – z kapitalizacją 1 bln dol. – i wycenianego na 100 mld SpaceX, deklarował, że nie zwiększy swojego udziału ponad 14,9 proc. Szybko jednak zmienił zdanie i już w połowie kwietnia złożył ofertę przejęcia całej firmy za 43 mld dol.
Rutkowska pisze: Początkowo rada dyrektorów Twittera była sceptyczna. Jak podają media amerykańskie, nie otrzymała jednak żadnej konkurencyjnej propozycji. Co więcej, według informacji Reutersa, w razie gdyby Twitter zignorował Muska, niektórzy obecni inwestorzy spółki zagrozili, że przyłączą się do niego.
Wydaje się więc, że Twitter nie miał zbyt dużego pola manewru w sprawie negocjacji, ponieważ zarządcy bali się rozczarowujących wyników, na które, jak czytamy, uwagę już w niedzielę 24 kwietnia zwracał Dan Ives z firmy inwestycyjnej Wedbush. Później mówił on o spowolnieniu rynku reklamowego, które zaszkodzi Twitterowi w kolejnym kwartale.
Ponadto, dziennikarka przytacza wiele opinii analityków i publicystów, którzy piszą o spadku wartości Twittera i jego problemach finansowych, które z pewnością miały wpływ na decyzję o sprzedaży. Wszystko wskazuje na to, że konieczność poradzenia sobie z nimi będzie stanowiła wyzwanie dla osób, które będą odpowiedzialne za dalsze działanie sieci społecznościowej, a póki co:
Brak też informacji na temat celów dla nowego zarządu, jego składu i szefa. A pracownicy Twittera niepokoją się, czy w firmie nie będzie zwolnień. Jej obecny prezes Parag Agrawal w poniedziałek [25 kwietnia] powiedział pracownikom – jak relacjonuje Reuters – że przyszłość firmy po zamknięciu transakcji z miliarderem „jest niepewna”.
Nie umykają jej uwadze także obawy względem wpływu Chin na Twittera, które prócz użytkowników platformy, wyraził nawet Jeff Bezos. Zauważa jednak, że ministerstwo spraw zagranicznych Chin oświadczyło, że nie ma do nich podstaw.
Jak będzie wyglądała przyszłość Twittera
Obraz platformy po prywatyzacji, jaki kreuje się w obliczu sposobu wprowadzania zmian zapowiedzianych przez przyszłego właściciela wydaje się dosyć pesymistyczny. Twitter od dawna nie przynosił zysków, a wyniki realizacji celów jakie do tej pory przyjmował zarząd, ciężko nazwać dobrymi – i to pomimo posiadania w przestrzeni platformy ogromnej ilości użytkowników.
Trudno mi uwierzyć, aby dążąc do wolności słowa, która zakłada przyzwolenie na zasypywanie innych masą negatywnych, a nawet wulgarnych określeń, Elon Musk mógł sprawić, że platforma nagle zacznie przyciągać nowych użytkowników i stanie się prawdziwym miejscem swobodnej, jakościowej, społecznej dyskusji. Jego reakcje wskazują, że nie jest jak na razie gotowy by zapewnić swobodę, równocześnie dbając o poszanowanie godności wszystkich użytkowników.
Nie wydaje się także realne oczekiwać pełnej przejrzystości w działaniach i celach platformy, po tym w jaki sposób Musk prowadził działania zmierzające do jej wykupu.
Jestem przekonana, że od stycznia, gdy miliarder zaczął nabywać akcje spółki, do początku marca, gdy to przekroczył próg 5% zdążył przygotować skrupulatną strategię dalszych działań zmierzających do przejęcia. Wszystko składa się w jedną, spójną całość – sprzedaż akcji Tesli, które zapewniły mu środki umożliwiające sfinansowanie prawie połowy kosztów, za późno złożone dokumenty do SEC, sądy mające dać jego fanom wrażenie, że mieli realny wpływ na decyzję i kształtowanie się sytuacji – a Muskowi możliwości odczucia tej społecznej aprobaty.
I choć braku skuteczności nie można mu zarzucić, a już tym bardziej inteligencji – szedł z wyraźnie zarysowanym celem i go osiągnął – to ciężko oczekiwać, że ludzie zaufają medium społecznemu, które znajdzie się w jego rękach. Nie po zamieszaniu i niepewnościach jakie wywołał. Nie oczekiwałabym tabunów nowych użytkowników.
Ale życie bywa przewrotne, a Elon Musk już na pewno. Do czasu faktycznego przejęcia sterów nad Twitterem przez Muska (o ile rzeczywiście do niego dojdzie), wyraźną linią znaczy się jedynie niepewność.